Czy to jakaś nowa moda i sposób na promocje poprzez narzekanie na wszystko dookoła? Dosyć skuteczny muszę przyznać, ale już bez przesady! Myślałem, że nas, zawodowych sportowców napędza chęć rywalizacji, chęć pokazania światu, że jesteśmy najlepsi, a nie roszczenia wobec wszystkiego i wszystkich dookoła i zapewnienia sobie spokojnej państwowej emerytury. Maciej Rutkowski, jeden z najlepszych w Polsce zawodników windsurfingu skomentował sytuację w polskim sporcie na swoim profilu Facebook.
Słupski mistrz świata
Rutkowski napisał:
Tak jak pewnie kilka, kilkanaście (?) tysięcy osób w tym kraju jestem zawodowym sportowcem. Ostatnie państwowe pieniądze widziałem w wieku 18 lat, 2 lata przed przejściem na zawodowstwo. W tej chwili utrzymuje się z kontraktów sponsorskich i nagród pieniężnych. Ze zdecydowanym naciskiem na to drugie. Więc sam podejmuje decyzję, na które zawody jadę a na które nie. I jeżeli organizator zapewnia 1000 euro nagród pieniężnych do podziału na top16 to PO PROSTU NIE JADĘ. Jak stolarz zrobi stół wart 1000zł i ktoś przyjdzie i zaproponuje 200 to po prostu go nie sprzeda. Dlaczego sport ma się rządzić innymi prawami niż biznes i życie???
Trudno mi uwierzyć, że w pływaniu pula nagród pieniężnych ogłaszana jest po zawodach w trakcie rozdania nagród. A jeżeli pojechałbym na zawody bez zapowiedzianych nagród i nieoczekiwanie dostał 200zł w kopercie, to raczej bym się cieszył. Zawsze 2 stówki do przodu. Tylko, że ja w przeciwieństwie do dziewczyn, które wzniosły taki raban (za co zupełnie nieironicznie gratuluje bo wiem jak ciężko przebić się do mediów, ale o tym za sekundkę) płacę za paliwo na lotnisko, bilet samolotowy, nadbagaż itp itd z własnej kieszeni. I jeżeli lecę na Puchar Świata do Nowej Kaledonii to muszę skończyć w top10, żeby wyjazd się zwrócił. W windsurfingowym slalomie jest może 25-30 zawodowców na Świecie, a w samym Pucharze Świata startuje 64 zawodników. Jeżeli jesteś wystarczająco dobry i włożyłeś wystarczającą ilość pracy, dostaniesz kontrakt. Jak nie, pracuj dalej, albo zajmij się czymś innym i zrób miejsce tym, którzy mają jaja żeby zaryzykować. Nic się nikomu nie należy. Takie są realia tej dyscypliny i podejmując decyzję o gonieniu marzenia bycia zawodowym sportowcem trzeba się z tymi realiami zmierzyć. Czy ktoś Was zmusza do bycia zawodowymi sportsmenkami?
Druga sprawa, sponsorzy i media. Krzyczycie w stronę mediów: “pokazujcie nas”, ale co robicie, żeby tak było? Same, Wy, nie związek, nie osoby trzecie, tylko co Wy same robicie w tym kierunku. Wysyłacie sms-y do PAP świeżo po wyjściu z wody? Piszecie relacje do portali branżowych? Kręcicie szybkie wywiady telefonem w szatni, które wracając do domu można wrzucić na youtuba? Ani Alicja Tchórz ani Anna Dogwiert nie mają stron internetowych. Alicja Tchórz ma na facebooku 3 różne strony z czego w wyszukiwaniu wyskoczyły te które mają odpowiednio 8 i 44 polubienia. Jak chcecie, żeby media Was znalazły, o Was napisały, jeżeli nie lokujecie siebie w najprostszych kanałach komunikacji? Ile czasu zainwestowałyście do tej pory w poszukiwania sponsorów? Ile prezentacji rozesłałyście do firm w których kontakty mają Wasi znajomi czy znajomi znajomych. Z iloma agencjami PR rozmawiałyście czy nie poszukałyby dla Was wsparcia w zamian za określony procent?
Tylko, że sponsorom trzeba dać coś w zamian. To jest biznes. Oni nie robią tego z pobudek charytatywnych. A w mediach Wasz przekaz brzmi mniej więcej jak przekaz fundacji zbierającej pieniądze na chore dzieci. Tylko, że Wy nie jesteście chore. Wręcz przeciwnie. Żyjecie z uprawiania dyscypliny którą kochacie, wkładacie niezliczone ilości godzin w to, żeby w tej dyscyplinie (której widowiskowość zostawiam do ocenienia kibicom) dojść na szczyt. Więc zamiast narzekać, zdajcie sobie sprawę ze swojego potencjału i poświęćcie 40minut dziennie na “PR”. Na pewno nie pożałujecie.
I proszę nie róbcie, z nas, polskich sportowców niewdzięcznych cebulaków z wielkimi roszczeniami. Ja się po prostu pod tym nie podpisuje. Robię to co kocham i strasznie się tym jaram. Jasne, że chciałbym zarabiać więcej i dążę do tego, żeby tak się stało, ale jeśli się nie stanie, to przynajmniej mam o czym opowiadać wnukom.